Przejdź do treści

Mama i biznes

business mum

Długo zastanawiałam się, czy tego typu artykuł powinien pojawić się na mojej firmowej stronie. W zasadzie nijak się to ma do dania wartości mojemu potencjalnemu klientowi.  Chociaż gdyby tak głębiej się zastanowić, to może ten wpis okaże się przydatny niejednej kobiety, która myśli o własnym biznesie…

Rozwijanie własnego biznesu online, kiedy stajesz się świeżo upieczoną mamą, nie jest proste, a jeżeli ktoś ci tak mówi, to nie ufaj mu już nigdy. 

To nie jest łatwy i przyjemny proces. W zasadzie może i jest przyjemny w pewnym stopniu, w końcu robisz coś co chcesz, a nie to, co musisz. 

O zrobieniu czegoś dla siebie zdecydowałam w maju 2018r siedząc w kuchni i karmiąc syna, który miał wtedy jakieś…7 miesięcy. Wizja kończącego się macierzyńskiego i braku powrotu do miejsca pracy nie napawał optymizmem. To nie tak, że nie chciałam tam wracać (chociaż…tak..nie chciałam tam zdecydowanie wracać), ale zwyczajnie nie miałam do czego. Nie brałam także pod uwagę żłobka ani etatu. Moje pierwsze dziecko było przez 2.5 roku ze mną w domu to i drugiego nie planowałam nigdzie oddać. 

Może to był właśnie ten moment. Może przekroczenie magicznej 30stki dało mi więcej odwagi? Nie chcę tego analizować. Moją ogromną wadą było często “nakręcanie” się na coś i w bardzo szybkim tempie odkręcanie się z tego pomysłu. Wynikało to z braku wiary w siebie. Bałam się. Nie wierzyłam w siebie. “a co ludzie powiedzą” – coś w tym stylu…

Do otwarcia firmy podeszłam bardzo ostrożnie i strategicznie. Wiedziałam, że przez najbliższe 2 lata będę mieć jeszcze syna w domu, ale nie chciałam czekać. 

W wakacje zaczęłam uczyć się narzędzi, jakie używa w swojej pracy wirtualna asystentka. Wiele rzeczy wychodziło mi dosyć niezgrabnie. To nie miało znaczenia. Szłam dalej. W październiku zainwestowałam swoje odłożone pieniądze w kursy, które przybliżały mnie do zdobycia wielu umiejętności.

To nie było proste. Wymagało to nie tylko ode mnie, ale od wszystkich moich domowników zmian w organizacji. Czytałam książki, karmiłam cyckiem, przerabiałam kurs. Siedziałam do nocy, wstawałam, gotowałam, chodziłam po córkę do szkoły, po południu zaliczałam swoje treningi i tak w kółko. Dawałam sobie jednak czas na reset. Do dzisiaj staram się trzymać tej zasady, że w weekendy nie pracuje. 

Mój partner przejął wiele moich obowiązków na siebie. Zabierał dzieci, abym mogła pouczyć się czy nawet odpocząć. Córka musiała pogodzić się z pobudką o 6:00 rano, bo mąż ją wiózł do szkoły po drodze do pracy. Ja odsypiałam. ( o ile mi syn dawał).  Niestety wiele znajomości się ukróciło. Miałam totalny focus na chłoniecie wiedzy.

W 2019 r. czułam się dalej niepewna tego, czy już jestem gotowa… (Czy my kiedykolwiek jesteśmy na coś w życiu gotowi)? Ale wystartowałam. Moja strona www ujrzała światło dzienne. Wpadły pierwsze pojedyncze zlecenia. Nie było łatwo. Frustracja narastała, kiedy klientów nie przybywało.

Pojawiały się pytania: ”dlaczego? “co robię źlę” “może powinnam zrezygnować” “zaniżyć stawkę”. 

Nie. To po prostu wymagało czasu. Czasu i cierpliwości. Duuużo cierpliwości. Po raz pierwszy się  nie poddawałam. Z każdym zleceniem stawałam się coraz bardziej śmiała i wiedziałam, że ludzie są z tego zadowoleni. 

Cała ta euforia z “ćpaniem wiedzy” jak to młodzież mówi zaczęła stopniowo wygasać. Nauczyłam się odrzucać to co mi niepotrzebne już. Zaczęłam otaczać się wśród osób, które mają bardzo podobne podejście do mnie, a także zaczęłam mocno weryfikować ,to co oglądam w sieci.   

Mój biznes w 2019 r. był nieco w rytmie slow. Wszyscy doskonale wiemy, że na wirtualnej asyście można zarobić dobre pieniądze, łapiąc każdego klienta. Ja nie mogłam sobie na to pozwolić, bo firmę w dalszym ciągu rozwijałam z synem pod pachą. Inna sprawa jest taka, że nie chciałam. To nie było zgodne z moimi założeniami dotyczącymi uwalniania czasu moich klientów. Chce być wydajna dla każdego z nich. Chcę, aby jego wydane pieniądze na moje usługi były dobrą inwestycją. 

Wielokrotnie czułam się już zmęczona tym niecodziennym rytmem. Praca wieczorem, praca w blokach czasowych w dzień, bywa naprawdę frustrująca, ale…ale kiedy ktoś ci mówi “wow, super to zrobiłaś” to człowiek czuję się naprawdę bardzo doceniony i wie, że praca po nocach i cały ten dziwny rytm już niedługo się zmieni.

Od ponad roku zarabiam, inwestuje w siebie i czuję się w końcu szczęśliwa pod kątem zawodowym. Droga od punktu A do teraz była naprawdę bardzo wymagająca, ale to najlepszy czas w mojej całej karierze. Wiem, że rok 2020 przyniesie jeszcze więcej zmian i jeszcze bardziej będę się rozwijać w tej profesji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *